poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział 4.

    Drżącymi rękami grzebałam w zamku przejściówki, starając się jakoś je odsunąć. Dzięki nerwom kiepsko mi to szło. Właściwie w ogóle. I chociaż wiedziałam, że to już po wszystkim, nadal spokój nie napływał. Nie miałam pojęcia dlaczego, ale ciągle tkwiła gdzieś we mnie myśl, że nagle ktoś wyskoczy tu zza rogu i powie, że jednak muszą zatrzymać Liv. Co było kompletnie niedorzeczne. Zeznania Harry'ego pomogły ją oczyścić, poza tym odpowiednie osoby stwierdziły, że sąsiad został zdzielony przez kogoś leworęcznego... Nie miałam się więc czym martwić. A jednak sumiennie się martwiłam.
    Nakazując sobie spokój, udało mi się w końcu otworzyć drzwi. Powoli je uchyliłam, czekając aż Ruda ruszy się w moją stronę.
- No w końcu, już myślałam, że chcesz mnie tam zostawić. - nie minęła sekunda, jak usłyszałam z wnętrza głos Liv, a po chwili jej sylwetka pojawiła się przede mną. Cała i zdrowa... Aż odetchnęłam z ulgą, mając ochotę zrobić teraz tylko jedno. - A tam jakby nie ma... NO ZA CO?! - wrzasnęła, kiedy dosyć mocno walnęłam ją w ramię.
- Za kogo jak za kogo, ale za niego nie chcesz siedzieć i wynajęłabyś kogoś, żeby załatwił go za Ciebie?! - rzuciłam półgłosem, szybko zasuwając z powrotem drzwi i ruszając przed siebie, w stronę wyjścia. - Posrało cię?!
- Słucham?! - niespodziewanie przed nami wyrósł Harry, który prawdopodobnie stał tuż za rogiem. - Chcesz mnie załatwić?!
- A ten debil co tu robi? - Liv tylko podniosła lewą brew i zakładając ręce przed sobą, spojrzała na mnie uważnie. Najnormalniej w świecie chciałam nią potrząsnąć.
- "Ten debil" ratuje ci tyłek geniuszu. - prychnęłam - Gdyby nie on, nie wypuściliby cię! Poszłabyś siedzieć! - ostrzegłam półgłosem, bowiem mijałam właśnie portiernię, gdzie musiałam oddać klucz. Właściwie to go tam tylko w pośpiechu porzuciłam, chcąc jak najszybciej wyjść z komisariatu i zakończyć już ten koszmarny wieczór.
- Wielkie mi co... - Liv niezrażenie kontynuowała swój ironiczny wywód, idąc kilka kroków za mną. - Przecież to nie ja go uderzyłam. Niewinnych się nie zamyka, nie? - wzruszyła tylko ramionami, uśmiechając się do mnie słodko. Zdecydowanie to na mnie nie podziałało uspokajająco. A nawet wręcz przeciwnie...
- Siadaj z tyłu, bo jak babcię kocham, mnie posadzą za morderstwo. - westchnęłam ciężko, wyciągając z kieszeni kluczyki od auta Harry'ego, które pozwolił mi pożyczyć i odblokowując drzwi, wskoczyłam na miejsce kierowcy. - Na tobie! - dodałam dosadnie, zerkając w lusterko przed sobą. Idealnie, żeby zobaczyć jak Liv pakuje się do samochodu z cierpiętniczą miną. Podobnie zrobił Harry, wybierając jednak miejsce z przodu.
- Dziękuję ci Harry z całego serca za uratowanie tyłka. - zaczął niespodziewanie wyższym tonem, ewidentnie emitując głos Liv. Poza tym bezczelnie gapił się na jej odbicie w lusterku, już po chwili wracając do normalnego tonu. - Ależ nie ma sprawy, słońce, to tylko...
- Nie mów do mnie słońce. - Ruda ostrym tonem wpadła mu w słowo. Chłopak w odpowiedzi prychnął.
- Nawet by mi to przez gardło nie przeszło.
- Pasy. - jęknęłam, urywając tę durnowatą dyskusję. Oboje na szczęście się przymknęli i spełnili rozkaz. Korzystając z okazji, wzięłam głęboki wdech i odpaliłam samochód, szybko wyjeżdżając z tego przeklętego parkingu. Prosto do domu.
*
    Szczerze mówiąc dziwił mnie brak kłótni między Liv a Harrym. Wprawdzie to było ostatnim, czego teraz mogłabym chcieć, ale nie do ciszy byłam przyzwyczajona. A to ona opanowała samochód podczas jazdy. Nawet kiedy już zaparkowałam przed naszym blokiem i spokojnie wysiedliśmy, żadne nie odezwało się słowem. To dosłownie była jak cisza przed burzą i budziło ogromny niepokój... Który zelżał delikatnie po tym, kiedy zauważyłam jak ta dwójka dzieciaków prawie zaczęła się ścigać do drzwi. Okej, Liv szybko chodziła, ale tempo jakie miała teraz nawet jak na nią nie było naturalne. A już tym bardziej nie dla ślamazarnego Anglika...
    Westchnęłam głęboko, kręcąc głową. Dla bezpieczeństwa zasunęłam samochód, powoli ruszając za nimi. Doganiać ich nie chciałam. Nie byłam nawet pewna czy chcę mieć ich na oku. Ja po prostu chciałam się teraz dostać do swojego pokoju. Do swojego łóżeczka... Niestety, zapomniałam o jednym, ważnym fakcie...
    - Zamknęli mi mieszkanie? - kiedy wytrwale wchodziłam jeszcze po schodach na nasze ostatnie piętro, niespodziewanie usłyszałam zdezorientowany głos Harry'ego. Przyspieszyłam kroku, po chwili już znajdując się na górze, gdzie mogłam podziwiać drzwi sąsiada zaklejone żółtą taśmą.
    No tak...
- Tylko na 24, jutro ci oddadzą. - zapewniłam, zgodnie z przekonaniem, zastanawiając się jak bardzo Liv mnie znienawidzi, jeśli teraz zaproszę go do nas. No bo przecież nie mogłam go tak po prostu tam zostawić, prawda? - Póki co...
- No chyba... - Ruda natychmiast mi przerwała tym swoim morderczym tonem, ale szybko wyjechałam jej z łokcia. Aż ją zatchnęło. Ale po głębszym wdechu i pewnie jakiejś swojej przyspieszonej medytacji, uśmiechnęła się lekko i podniosła dłonie w obronnym geście. - Jestem miła. - stwierdziła spokojnie. Za spokojnie...
    Dla pewności posłałam jej uważne spojrzenie, ale tylko odwróciła wzrok. Postanowiłam nie dociekać. Po prostu szybko ruszyłam do drzwi i wydobywając kluczyk z tylnej kieszeni, otworzyłam sobie w końcu wrota do raju. Znaczy do mojego łóżka...
    Wchodząc do środka, zapaliłam światła, ostrożnie rozglądając się wokoło. Przecież w mieszkaniu obok kilka godzin temu zaatakowano człowieka... Na szczęście nie zobaczyłam żadnych śladów przebywania tu seryjnego mordercy, więc szybko ruszyłam do swojej sypialni.
    - Możesz spać u mnie, ja się kimnę tu. - usłyszałam niespodziewanie głos Liv. Zszokowana, natychmiast odwróciłam się w jej stronę. I nie byłam pewna czy nie mam omamów, ale chyba właśnie widziałam Rudą, która spokojnie wskazywała na kanapę...
- Ty tak serio? - Harry również spojrzał na nią z niedowierzaniem. Liv na szczęście westchnęła tym swoim specyficznym sposobem, oznajmiającym, że czemu ona musi użerać się z debilami i wbiła w chłopaka ostre spojrzenie.
- Meg ma służbę, musi wypocząć. - wyjaśniła - A wielmożny pan Styles jest tak kruchy, że kanapa mogłaby go połamać. Jak masz umierać to nie tu, potem mnie będziesz nawiedzać.
- Tylko pod prysznicem. - Harry wyszczerzył się do niej bezczelnie, nachylając się znacząco w jej stronę.
    Okej, zdecydowanie nagle poczułam się zbędna w tym pokoju...
- Możesz pomarzyć. - Ruda prychnęła tylko, wcale się nie odsuwając. To przecież nie było w jej stylu... Ale jak widać, chłopak też nie zamierzał odpuścić...
- Tak zrobię.
- Spróbuj tylko zapaskudzić mi łóżko... - Liv zmarszczyła ostrzegawczo brwi. A ja aż się skrzywiłam, kiedy moja głowa skojarzyła o jakim zapaskudzeniu ona mówiła.
- O, nie pochlebiaj sobie... - chłopak tymczasem posłał jej wyniosłe spojrzenie.
- Nie chcę dalej o tym słuchać, okej? - wtrąciłam się w końcu, chcąc tylko spokoju. Ostatnie, czego było mi trzeba to słuchanie ich sprzeczek o seksie. - To był ciężki dzień...
- Mi tego nie mów... - Harry westchnął od razu, na całe szczęście odsuwając się od mojej współlokatorki.
- To mnie prawie zamknęli, okej? - dziewczyna szybko dorzuciła swoje trzy grosze. I wyglądało na to, że Harry zamierzał jej nawet odpowiedzieć. Na co czekać nie zamierzałam. Nie martwiąc się kto gdzie będzie spać, szybko ruszyłam w stronę swojego pokoju, nawet nie oznajmiając tego tamtej dwójce. I tak by nie zauważyli...
*
    Energicznie wycierając włosy w ręcznik, wyszłam z łazienki prosto do swojego pokoju. Zdecydowanie było w nim zimniej niż pod ciepłym prysznicem, więc od razu wskoczyłam do łóżka, wsuwając nogi pod kołdrę. Niewiele mi to pomogło, ale lepszego wyjścia jak dotąd nie odkryłam...
    Nadal osuszając włosy, próbowałam się wsłuchać w dźwięki domu. Żadnych jednak nie odkryłam.
    Nagle jednak coś usłyszałam. I aż drgnęłam, bo dźwięk był naprawdę donośny. Zanim jednak zdążyłam paść na zawał, ogarnęłam, że to tylko moja komórka. Która już spokojnie leżała przy mojej poduszce, więc po prostu po nią sięgnęłam, zerkając z zaciekawieniem na wyświetlacz. O 3 nad ranem nikt normalny by przecież do mnie nie dzwonił... Ale jednak...
    Niall.
- Jak droga? - zapytał, tym swoim radosnym tonem, kiedy tylko zdążyłam odebrać. - Nie pozabijali się w aucie?
- O dziwo, nie. - uśmiechnęłam się sama do siebie, besztając się w myślach za głupie reakcje. Przecież on i tak mnie nie widzi... Ale nie mogłam tego nijak powstrzymać. - Co do teraz nie mam pewności, ale pewnie nadal się wyzywają w salonie.
- Naprawdę szczerze ci ich współczuję... - Niall westchnął tylko, co naprawdę odebrałam jako niesamowite wsparcie. - Z opowieści nie wydawali się tacy straszni.
- Nie widziałeś ich jeszcze razem. - zastrzegłam.
- I raczej nie chcę widzieć. - chłopak zaśmiał się. Przez chwilę wsłuchiwałam się w ten melodyjny dźwięk, kiedy niespodziewanie spoważniał. - Właściwie to dzwonię, żeby ci przypomnieć... Pozamykaj okna, okej? Nie wiadomo kto i z jakiego powodu walnął twojego sąsiada, ale może się gdzieś kręcić.
- Spokojnie, będę miała go na oku. - zapewniłam, odnotowując w myślach, że przed spaniem powinnam do niego zajrzeć. Niall jednak niespodziewanie westchnął z powagą.
    - Nie o niego się martwię.